wtorek, 25 lutego 2014

Nie można się napatrzeć w Montserrat - Katalonia - część 5

28.08.2014

Castelldefels (wieczorem)

 Dziś rano udaliśmy się jednak nieco dalej - do klasztoru Montserrat. Już po drodze dostaliśmy dawkę katalońskiego piękna - postrzępiona góra Montserrat prezentowała nam swoje szarokamienne kolumny, spowite na czubku w chmury. Próbowaliśmy robić zdjęcia, ale żadne nie oddaje prawdziwej atmosfery tej krętej drogi. Tam też napotkaliśmy budynek kościoła św. Cecylii - kilkusetletnie ruiny w lepszym stanie niż 100-letni dom w Europie Centralnej. To się nazywa moc tutejszego kamienia!

Powyżej: Widok z Montserrat. Fot.: Monika Szostek

Powyżej: Widok z jednego z "miradors" (mirador - punkt widokowy) w drodze do klasztoru. Fot.: Monika Szostek

Powyżej: Spójrz w górę! :) Fot.: Monika Szostek

Po przyjeździe na teren klasztoru i długich poszukiwaniach miejsca parkingowego, oczarowały nas widoki: nie tylko same skały, wśród których stoi klasztor (większość budynków została odbudowana na początku XX w., tylko niewielka część zakonu z XV w. zachowała się po dziś dzień), nie tylko kaplice i budowle rozrzucone tu i ówdzie, wtulone w skaliste zbocza, ale także spektakularny krajobraz, rozciągające sie aż po horyzont wzniesienia, wsie, miasteczka i lasy, a pośród nich - kręta rzeka. Wszystko skąpane w zieleni, pod lazurowym niebem, po którym leniwie płynęły białe chmury...

Powyżej: Widok z Montserrat. Fot.: Monika Szostek

Powyżej: Budyenk klasztoru - większość budynków została odbudowana w XX w. Fot.: Monika Szostek

Tam widać nie tylko ogrom Katalonii, ale też tutejszą infrastrukturę - kręte drogi, olbrzymie wiadukty, no i jednotorową kolej, biegnącą po górskim zboczu. Kolej ta - na równi z kolejką liniową - to chyba najlepszy środek transportu do Montserrat - ze względu na bajeczną panoramę okolicy. Jadąc samochodem bardziej koncentrować się trzeba nad przepaścią otwierającą się tuż obok serpentyny drogi. Z drugiej strony - pociąg czy kolejka linowa mogą w tej kwestii oferować nawet więcej wrażeń. Hmm...

Powyżej: Żółty jak słońce wagon kolejki liniowej na górę Montserrat. Fot.: Monika Szostek

Po zbadaniu klasztoru i jego otoczenia, po wydaniu z siebie wystarczającej ilości okrzyków zachwytu i obfotografowaniu czego się tylko dało, udaliśmy sie do muzeum. Prawdę mówiąc, spodziewałam się pary skorup wykopanych z ziemi, trochę o historii miejsca i kilkunastu obrazów. Tymczasem zaskoczyło nas tam bogactwo sztuki malarskiej - w tym prace Salvadora Dali. Po raz pierwszy będąc w muzeum zrozumiałam kolekcjonerów sztuki i tych, którzy kradną obrazy do prywatnych kolekcji - sama miałam ogromną ochotę urządzić sobie dom obecnymi w Montserrat dziełami.

Powyżej: Jeden z obrazów w muzeum; niestety, okazało się, że nie wolno robić tam zdjęć, więc resztę dzieł trzeba oglądać osobiście. Fot.: Monika Szostek

To chyba dlatego, że hiszpańskie malarstwo jest szalenie wyraziste, uczucia malują się na twarzach uwiecznionych na płótnie, które wyglądają tak przekonywująco, jakby patrzyły z magicznego okna innej rzeczywistości, zamkniętej w ramie obrazu. Muzeum klasztoru Montserrat to artystyczna ciekawostka - nawet dla takiego laika jak ja.

Powyżej: Pomnik założyciela klasztoru. Fot.: Monika Szostek

Dzisiaj przypada też druga rocznica naszego ślubu - z tej okazji Bogdan kupił mi piękny, nowy dziennik. Gdy ten dobiegnie końca, notatnik hiszpański, zdobiony brokatowym papierem, posłuży do dokumentowania naszych wspólnych podróży. Mam nadzieję, że będzie ich jeszcze tyle, że nawet dodatkowy dziennik nie wystarczy...

Dla zainteresowanych: 

Do klasztoru Montserrat można dojechać z Barcelony również pociągiem. Nie wypróbowaliśmy tego środka transportu, ale dowiedzieliśmy się, że należy złapać pociąg linii R5, jadący w kierunku Manresy, ze stacji Plaza Espanya. Pociąg odjeżdża co godzinę (ostatni jest ok. 18.00) i można dostać się nim na stację kolejki górskiej u podnóża góry.

Warto zarezerwować cały dzień na zwiedzanie klasztoru i okolic. My nie mieliśmy aż tyle czasu, w dodatku Bogdan miał akurat lekko zwichniętą stopę, co naturalnie znacznie utrudniło nam wspinanie się na szczyty. Dla tych jednak, którzy są w doskonałej kondycji fizycznej, jest tam mnóstwo opcji spacerów, ścieżkami wiodącymi do kaplic, punktów widokowych i innych atrakcji. Warto też zajrzeć do katedry - my niestety nie doczekaliśmy się swojej kolejki na wejście - zbyt wielu chętnych i zbyt długi okres oczekiwania.

O mnie:  




Nazywam się Monika Szostek. Moją pasją od zawsze było pisanie; 10 lat temu „złapałam robaka”, jak to mówią Anglicy, i pokochałam podróże, w które wyruszam, gdy tylko mogę. Z zawodu jestem tłumaczem języka angielskiego (to trzecia rzecz, którą lubię najbardziej na świecie). Gwarantuję usługi doskonałej jakości, w oparciu o kilkuletnie doświadczenie w tłumaczeniach (w tym technicznych dla przemysłu ciężkiego) oraz wieloletni pobyt w Wielkiej Brytanii, połączony ze studiami licencjackimi (dziennikarstwo) i magisterskimi (lingwistyka stosowana) w Southampton (to tam, skąd wypłynął Titanic; w mieście jest nawet muzeum…) Moja strona internetowa to www.adoz.manifo.com.
 
Zapraszam we wspólną podróż! :)

2 komentarze:

  1. mamy kilka stalych miejsc, do ktorych zawsze zabieramy naszych gosci, ale w Montserrat jeszcze nie bylismy, wstyd sie przyznac...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo to od Was jednak kawałek - w stronę gór, w kierunku Manresy, więc dluższa wycieczka. Nawet z Castelldefels się jechało i jechało...

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty