czwartek, 20 lutego 2014

Zakon buddyjski Sakya Tashi Ling - Katalonia 2013 - część 3

27 sierpnia 2012

Zakon Buddyjski Sakya Tashi Ling

Po pamiętnej wizycie w La Sagrada Familia, po krótkiej jeździe windą na jedną z wież kościoła i po długiej, pełnej architektonicznych niespodzianek wędrówce w dół, udaliśmy się z powrotem do hotelu, gdzie spędziliśmy przyjemne popołudnie na tarasie, nabierając trochę śródziemnomorskiej opalenizny. Taras nasz wychodzi na plażę - wystarczy przejść na drugą stronę ulicy, aby znaleźć się na gorącym piasku. Po krótkim spacerze odkryliśmy też jak ciepła jest woda w morzu opływającym Barcelonę - z przyjemnością ogrzaliśmy w niej stopy...

 

Powyżej: Widok na góry z zakonu Sakya Tashi Ling. Fot.: Monika Szostek

Teraz jednak przyszedł czas na inne atrakcje - jesteśmy w górach. Według hiszpańskich standardów to tylko pagórki (tak wczoraj Bogdanowi powiedział pan w hotelowej recepcji), ale dla nas tutejsze serpentyny mówią: "góry".

Powyżej: Hiszpańskie "pagórki" w okolicach Garraf. Fot.: Monika Szostek

Po półgodzinnej jeździe dotarliśmy do zakonu buddyjskiego Sakya Tashi Ling. Przez chwilę mieliśmy nadzieję, że nas w nim zamkną i nie będą chcieli wypuścić, ale chyba nic z tego. Sama warownia klasztoru - piękny zameczek zbudowany w iście hiszpańskim stylu - zamknięta jest na cztery spusty i broniona przez ogromną, kutą bramę.

Powyżej: Brama klasztoru. Fot.: Monika Szotek

Siedzimy więc w pobliskim parku, otoczeni przez wiszące na sznurkach chusty, podziwiając scenerię, fikuśny budynek z ołtarzem Buddy w środku oraz jedząc upolowane przez Bogdana jeżyny.

Ciągle jest 27 stopni w cieniu.

Powyżej: W parku przy zakonie. Fot.: Monika Szostek

Powyżej: Szczegół na ścianie w parku. Fot.: Monika Szostek

Powyżej: Sakya Tashi Ling - Zakon Buddyjski w Garraf. Fot.: Monika Szostek

Powyżej: Wieże klasztoru. Fot.: Monika Szostek

Powyżej: Szczegół nad bramą klasztoru. Fot.: Monika Szostek


Powyżej: Promenada - widok z naszego hotelowego tarasu.
 Fot.: Monika Szostek
Powyżej: Taras = relaks. Fot.: Monika Szostek

Dla zainteresowanych:

Hotel, w którym zatrzymaliśmy się podczas naszego pobytu w Katalonii to Aparthotel Solifemar.

Nie był to najtańszy hotel do wyboru (chociaż wciąż mieści się w skromnym budżecie podróżniczym), ale za to miał coś, czego zawsze szukamy: apartamenty z w pełni wyposażoną kuchnią, gdzie spokojnie można przygotować wszystkie swoje posiłki.

Mimo bliskości promenady i baru z karaoke na dole, nic nie przeszkadzało nam się wyspać, chociaż podejrzewam, że w miesiącach zimowych musi być tam bardzo wietrznie. Do naszego pokoju wchodziło się na trzecie piętro po schodach zewnętrznych - nie dla osób starszych lub mających problemy z poruszaniem się.

Powyżej: Schody prowadzące do apartamentów Solifemar. Fot.: Monika Szostek

Adres hotelu to:

Passeig Maritim 38-42
08860 Castelldefels

Hotel nie jest tak łatwo znaleźć, więc dobrze zaopatrzyć się w GPS lub naprawdę dobrą mapę. Zawsze też można dopytać się miejscowych - to dzięki nim udało nam się trafić (niestety nie dysponowaliśmy tymi poprzednimi).

Strona internetowa hotelu: www.solifemar.com

My swojej rezerwacji dokonaliśmy przez www.booking.com.

Przy hotelu dostępny jest darmowy parking.

Powodem, dla którego podczas dłuższych wakacji (powyżej 2-3 noclegów) staramy się zostawać w pokojach z wyposażoną kuchnią, jest - jak można się domyślić - oszczędność pieniędzy.

Naturalnie, nie ma nic przyjemniejszego niż relaks przy lokalnym cuisine, pałaszując przysmaki regionu. Ale codzienne wizyty w restauracjach - śniadania, obiady, kolacje - mogą okazać się po prostu drogie. Dlatego po przyjeździe robimy zakupy w lokalnym supermarkecie, np. w Mercadonie lub - jeśli tylko uda nam się je znaleźć - na lokalnych targach (tzw. mercados). Te ostatnie polecam szczególnie jeśli chodzi o owoce, warzywa i ryby - zawsze świeże i dużo smaczniejsze niż w supermarketach.

O mnie:  




Nazywam się Monika Szostek. Moją pasją od zawsze było pisanie; 10 lat temu „złapałam robaka”, jak to mówią Anglicy, i pokochałam podróże, w które wyruszam, gdy tylko mogę. Z zawodu jestem tłumaczem języka angielskiego (to trzecia rzecz, którą lubię najbardziej na świecie). Gwarantuję usługi doskonałej jakości, w oparciu o kilkuletnie doświadczenie w tłumaczeniach (w tym technicznych dla przemysłu ciężkiego) oraz wieloletni pobyt w Wielkiej Brytanii, połączony ze studiami licencjackimi (dziennikarstwo) i magisterskimi (lingwistyka stosowana) w Southampton (to tam, skąd wypłynął Titanic; w mieście jest nawet muzeum…) Moja strona internetowa to www.adoz.manifo.com, email: adozkontakt@gmail.com. Angielska wersja blogu Wielki Marsz znajduje się tutaj: http://thegreatwalkblog.wordpress.com/
 
Zapraszam we wspólną podróż! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty