26 sierpnia 2012, niedziela
Barcelona
Właśnie opadły nam szczęki... ze zdziwienia, z zachwytu. Znowu. Ale od początku. Wczoraj przyjechaliśmy do Hiszpanii - nasz pierwszy raz w Katalonii. Wylądowaliśmy w parnej i dusznej Gironie po bezproblemowym locie z Krakowa. Tu przywitał nas zachód słońca nad górami - trudno o milsze przyjęcie. Odebraliśmy bagaże i samochód (Bogdan oczarował panią w okienku i szczęściem dostaliśmy nowiutkiego Peugeota 208), i wystrzeliliśmy jak z procy w kierunku Barcelony i Castelldefels, gdzie znajduje się nasz hotel.
Powyżej: La Sagrada Familia, Fot.: Monika Szostek
Szczerze mówiąc, trochę pobłądziliśmy - było ciemno i odnotowaliśmy brak kierunkowskazów do naszej docelowej miejscowości. Gdyby nie to, że było późno i byliśmy zmęczeni naszą całodzienną podróżą, wcale by nas to nie zmartwiło. Bo zabłądziliśmy - czy raczej zboczyliśmy nieco z kursu - w Barcelonie.
Powyżej: Jazda z lotniska w kierunku Barcelony. Fot.: Monika Szostek
To tu po raz pierwszy "opadły nam szczęki". Wszystko w tym mieście jest niesamowite: infrastruktura, w tym tunele i pięciopasmówki biegnące przez centrum miasta, budynki - od tych zabytkowych po nowoczesne stwory jak z innej planety, no i ludzie - bardzo przyjaźni, kiedy się ich pyta o drogę...
Powyżej: W drodze do La Sagrada Familia. Fot: Monika Szostek
Dosłownie.
Powyżej: Wieże kościoła od strony Fasady Męki Pańskiej. Fot.: Monika Szostek
Chyba nic w nim nie jest proste - żadna kolumna, żadna wieża nie wydaje się stać na tym samym poziomie. A gdy się ustawi przed głównym wejściem tej wyjątkowej świątyni i spojrzy w gorę, świat zaczyna przechylać się do tyłu, a patrzący razem z nim. Można wylądować na plecach...
Powyżej: Krótkie ujęcie video wież La Sagrada Familia. Niestety, żaden film nie odzwierciedli uczucia, którego doznaje się "na żywo" patrząc w górę. Fot.: Monika Szostek
Ale dopiero w środku ostatecznie "szczęka opada". Wnętrze La Sagrada Familia, stylizowane przez Gaudi'ego na palmowy gaj, przypomina siedziby elfów. Jest jasne i tajemnicze zarazem, proste i pełne skomplikowanych szczegółów. I zdecydowanie warte 45-minutowego czekania w kolejce!
Powyżej: Sklepienie i "palmowe" kolumny w La Sagrada Familia. Fot.: Monika Szostek
Powyżej: "Gwiezdne" sklepienie. Fot.: Monika Szostek
Powyżej: W połowie kolejki. Wyglądała ona na początku dość zniechęcająco... Ale dzięki niej mieliśmy okazję obejrzeć sobie dokładnie La Sagrada Familia z zewnątrz - a jest na co popatrzeć i to z każdej strony! Fot.: Monika Szostek
Dla zainteresowanych:
Podczas naszego pobytu w Katalonii w 2012 wypożyczyliśmy auto w firmie GOLDCAR - jest to spora organizacja, działająca chyba w większości hiszpańskich miast/lotnisk. Auto zabukowaliśmy wcześniej, ale w zasadzie można spokojnie wysiąść z samolotu i udać się do wybranego stoiska wypożyczalni (zwykle jest ich kilka w terminalu), gdzie można wybrać sobie najlepszą ofertę. Tak zrobiliśmy podczas naszych ostatnich wakacji - i to w sezonie.
Warto jednak pamiętać, że większość wypożyczalni samochodów wymaga karty kredytowej.
Nazywam się Monika
Szostek. Moją pasją od zawsze było pisanie; 10 lat temu „złapałam robaka”, jak
to mówią Anglicy, i pokochałam podróże, w które wyruszam, gdy tylko mogę. Z
zawodu jestem tłumaczem języka angielskiego (to trzecia rzecz, którą lubię
najbardziej na świecie). Gwarantuję usługi doskonałej jakości, w oparciu o
kilkuletnie doświadczenie w tłumaczeniach (w tym technicznych dla przemysłu
ciężkiego) oraz wieloletni pobyt w
Wielkiej Brytanii, połączony ze studiami licencjackimi (dziennikarstwo) i
magisterskimi (lingwistyka stosowana) w Southampton (to tam, skąd wypłynął
Titanic; w mieście jest nawet muzeum…) Moja strona internetowa to www.adoz.manifo.com.
Zapraszam we
wspólną podróż! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz