wtorek, 18 marca 2014

Lwów smutny i wesoły, czyli o młodych poległych i ciotce Marcinowej - Ukraina - część 7

11 marca 2012, niedziela

Lwów

Dzisiaj byliśmy na Cmentarzach Łyczakowskim i Orląt Lwowskich. Na obu dominują polskie nazwiska. Na Łyczakowskim cieszą oko fantazyjne nagrobki - i stare, i nowe. Na Cmentarzu Orląt Lwowskich nic nie cieszy. Może dlatego, że większość pochowanych tam ludzi w chwili śmierci nie ukończyła nawet 30 lat. Niektórzy nie dobili nawet do 20-tki. Długie, długie rzędy krzyży i tablice pamiątkowe na cześć dzieci i młodych ludzi poległych we Lwowie ciągną się białą linią wokół rozległego terenu. 

Powyżej: Bogdan w deszczu, na obrzeżach Cmentarza Orląt Lwowskich. Fot.: Monika Szostek

Powyżej: Jedna z wielu list poległych. Fot.: Monika Szostek

Powyżej: Ukraińscy i polscy żołnierze leżą w dwóch osobnych częściach tego samego cmentarza - ironiczne podsumowanie jeszcze jednego, niepotrzebnego konfliktu. Fot.: Monika Szostek

Wracaliśmy Łyczakowskim cmentarzem, gdzie odwiedziliśmy groby Marii Konopnickiej, Banacha i Ordona. Niestety, pogoda nie pozwoliła nam na dłuższe wędrówki - lało jak z cebra i w krótkim czasie byliśmy przemoczeni do suchej nitki.

Powyżej: Uczęszczany grób Marii Konopnickiej. Fot.: Monika Szostek

We Lwowie najciekawsi są jednak ludzie żyjący, więc i tym razem spotkały nas miłe niespodzianki. Pierwszą był dziarski bileter, który - jak większość mieszkańców tego wyjątkowego miasta - mówił po polsku. Próbowaliśmy co prawda mówić z nim po ukraińsku, ale szybko przeszedł na mowę wciąż nam najbliższą.

Powyżej: Zamyślona. Fot.: Monika Szostek

Powyżej: Postać nagrobna. Fot.: Monika Szostek

Po czym opowiedział nam o pewnych perypetiach językowych, których doświadczył. Otóż pewnego razu przyszedł do niego Polak i łamanym rosyjskim spytał, czy nasz bileter mówi po polsku. (pan zacytował dosłowną wersję rosyjską, udowadniając tym samym co najmniej dobrą znajomość tego języka). Trzeba jednak wiedzieć, że we Lwowie bardzo nie lubią gdy mówi się do nich po rosyjsku. Dalej cytuję:

- Powiedziałem mu: "Nein, ich spreche nicht." (Nie, nie mówię - po niemiecku.), na co on odpowiedział mi "I'm sorry."

(Jestem z zawodu lingwistką i tłumaczem, więc żart ten bardzo mi się spodobał...)

Gdy już wyszliśmy z cmentarza, otrząsając się z wody spływającej nam po kurtkach jak dwa koty, podszedł do nas człowiek z polskiego Towarzystwa Kultury Polskiej (możliwe, że nazwa jest nieco inna, teraz nie pamiętam, niestety), chcąc nam sprzedać Kurier Codzienny ze Lwowa, polską gazetę. Z braku ekstra hrywien zamieniliśmy jednak gazetę na płytę z piosenkami (ze Lwowa) - chcieliśmy zakupić obie te rzeczy, ale starczyło nam drobnych tylko na jedną.

Słuchamy płyty teraz, czekając na przejazd przez granicę, a będzie ona prezentem dla teścia (ojca Bogdana), który zażyczył jej sobie przed naszym wyjazdem. Teraz już wiem dlaczego. Oto fragment utworu:

"Rżnie muzyczka, trzeszczą ściany,
kadryl z figurami, dla odmiany fokstrot wyginany,
argentyńskie, namiętowe tango z przysiudami,
ale polka rybciu-pypciu fajno jest!

A nasza ciotka Marcinowa
nyż w nogach czuje gaz,
spogląda wkoło jak królowa
i tańczy raz po raz."

Wszystko to przy akompaniamencie akordeonu i skrzypków.

Bardzo nam się we Lwowie podobało i żal nam wyjeżdżać. Nawet ten lwowski bruk nie jest taki straszny, jak już się wie jak po nim jeździć. Ludzie są życzliwi, otwarci i naturalni. No i we Lwowie dobrze jest być Polakiem: czuliśmy się tu swojsko i byliśmy traktowani serdecznie. Chętnie tu kiedyś wrócę.

O mnie:  




Nazywam się Monika Szostek. Moją pasją od zawsze było pisanie; 10 lat temu „złapałam robaka”, jak to mówią Anglicy, i pokochałam podróże, w które wyruszam, gdy tylko mogę. Z zawodu jestem tłumaczem języka angielskiego (to trzecia rzecz, którą lubię najbardziej na świecie). Gwarantuję usługi doskonałej jakości, w oparciu o kilkuletnie doświadczenie w tłumaczeniach (w tym technicznych dla przemysłu ciężkiego) oraz wieloletni pobyt w Wielkiej Brytanii, połączony ze studiami licencjackimi (dziennikarstwo) i magisterskimi (lingwistyka stosowana) w Southampton (to tam, skąd wypłynął Titanic; w mieście jest nawet muzeum…) Moja strona internetowa to www.adoz.manifo.com.
 
Zapraszam we wspólną podróż! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty