czwartek, 10 kwietnia 2014

Góry, morze i jeszcze raz góry, czyli podróż do Benidormu - Hiszpania 2014, część 1

8 marca 2014, sobota

Lotnisko w Bournemouth, Anglia

Bardzo lubię latać z Bournemouth. Lotnisko jest małe, spokojne, obsługa sprawna i przyjazna i - co najważniejsze - nie trzeba pieszo pokonywać kilometrów, aby dostać się do bramek czy na parking. Odprawa tutaj jest o wiele przyjemniejszym doświadczeniem niż na londyńskich terminalach. Rozpoczynamy właśnie naszą podróż do Alicante - po ostatniej wizycie na Costa Blanca w zeszłym roku postanowiliśmy tam wrócić, tym razem zatrzymując się w Benidormie - bardzo popularnym rezorcie, szczególnie wśród angielskich / brytyjskich turystów.


Powyżej: Widok z samolotu na Pireneje. Fot.: Monika Szostek

Są to też nasze pierwsze wakacje od tamtego czasu - i od czasu mojej choroby. Już w czasie ostatniego pobytu w Hiszpanii zdrowie mi nie dopisywało. Mam jednak nadzieję, że tym razem będzie inaczej i będziemy mogli wspólnie cieszyć się zwiedzaniem.

Miejsce: Benidorm

Lot był spokojny - było trochę turbulencji, ale minął bez większych ekscesów. Obudziłam się z lekkiej drzemki akurat na czas, aby obejrzeć wciąż zaśnieżone szczyty Pirenejów, oblane słońcem. Z nosami przyklejonymi do szyby oglądaliśmy to zjawisko natury dopóki góry nie zniknęły nam z oczu.

 Powyżej: Ośnieżone Pireneje w marcu. Fot.: Monika Szostek

Po krótkiej podróży trasą N332 (z lotniska najpierw trzeba pojechać do Alicante, więc mieliśmy okazję ponownie przywitać się z tym miastem), dotarliśmy do Benidormu.

Benidorm ma swój brzydki urok. Zdania na jego temat są podzielone: jedni uważają, że jest piękny; drudzy są zdania, że jest brzydki i nadaje się tylko dla tych, którzy lubią tanio imprezować.

Faktem jest, że Benidorm zaskakuje. Pierwszy raz odwiedziliśmy miasto w zeszłym roku i nie spodziewaliśmy się tego, co zobaczyliśmy: kilkudziesięcio-piętrowych wieżowców w przeróżnych kształtach, tworzących betonowy las, zatoki otoczonej ze wszystkich stron górami i niewielkiej wyspy na samym jej środku, według legendy utworzonej przez olbrzyma, który - powodowany takim czy innym rozczarowaniem natury osobistej - rzucił ten kawałek lądu w morze.

 Powyżej: Ogromny apartamentowiec w kształcie litery M - podobno postawiony w celu upamiętnienia zamachów bombowych w metrze w Madrycie. Fot.: Monika Szostek

Nasza ostatnia wizyta była jednak bardzo krótka, więc tym razem mieliśmy okazję odkryć jeszcze jedną rzecz: mimo, że - patrząc z góry - miasto wydaje się stosunkowo małe, tak naprawdę zawiera w sobie labirynt jednokierunkowych ulic i uliczek, biegnących to w górę, to w dół. Nasz wypożyczony Fiat Panda ledwo podjechał pod nasz hotel, tracąc moc na stromej górze. Stąd pewna rada: jeśli ktoś mieszka w górzystej okolicy, nie powinien kupować Fiata Pandy!

Gdy już dojechaliśmy pod wieżowiec, gdzie mieściły się nasze "apartamenta", okazało się, że klucze musimy odebrać gdzie indziej. Udaliśmy się więc w poszukiwania Avenida de Estocolmo (Aleji Sztokholmskiej). Trochę pobłądziliśmy, ale w końcu udało się - uregulowaliśmy rachunek, odebraliśmy klucz i pospieszyliśmy z powrotem.

 Powyżej: Piętra szarej  bryły, czyli budynek, gdzie mieścił się nasz apartament. Fot.: Monika Szostek

Po drodze rzuciły nam się w oczy grupy rozkrzyczanych Anglików, pary rozebranych Brytyjczyków (aura jest tu obecnie raczej chłodna, ale to nie przeszkadza im się opalać... Hiszpanie chodzą w kurtkach zimowych, więc tym łatwiej odróżnić narodowości...) i pojedynczy synowie Albionu, przechadzający się tu i tam w sobie tylko wiadomych celach.

Przy wjeździe do hotelu czekały nas pewne manipulacje z bramami - ogółem są ich cztery, z czego każdą trzeba otworzyć kluczem przy każdym wjeździe i wyjeździe. Potem - szybka podróż windą na ósme piętro - i voila! - nasze mieszkanie.

W sumie byliśmy miło zaskoczeni - zapłaciliśmy za małe studio, a dostaliśmy dwupokojowe mieszkanie - co prawda bez mydła, ale za to czyste, przytulne i nowoczesne.

 Powyżej: Doskonale wyposażona kuchnia - znaleźliśmy nawet przełączki do brytyjskich wtyczek! Fot.: Monika Szostek

Najmilszą niespodzianką był jednak widok z mini-tarasu: widzimy cały Benidorm, zatokę i góry. Z przyjemnością obejrzeliśmy sobie zachód słońca nad szczytami, pałaszując zakupioną wcześniej, świeżutką makrelę. Światła miasta zapalają się powoli, a grupy brytyjskich turystów wylegają na ulice, świętując tzw. "stag parties" (wieczory kawalerskie) i "hen parties" (wieczory panieńskie).

  Powyżej: Zachód słońca nad Benidormem. Fot.: Monika Szostek

Nie możemy się doczekać dalszego zwiedzania.

Dla zainteresowanych:

Hotel, a właściwie mieszkanie, w którym zatrzymaliśmy się w Benidormie, nazywał się  Mirador del Mediterraneo i nocleg na siedem nocy kosztował tam dokładnie 252 Euro. Koniecznym jednak okazało się zapłacenie depozytu w wysokości 150 Euro, który po opuszczeniu apartamentu został nam zwrócony w całości prosto na konto (w ciągu 5 dni). Co ciekawe, w mieszkaniu mogły spać 4 osoby, co rozłożyłoby koszty do 9 Euro za osobę za noc - nie tak źle, prawda?

Adres hotelu to:

Sierra Dorada, 3
Benidorm, 03503
Hiszpania

Warto jednak pamiętać, że często przy wynajmie tego rodzaju hoteli-apartamentów w Benidormie klucze należy odebrać gdzie indziej (informacja na ten temat znajduje się na rezerwacji, przynajmniej gdy bukuje się nocleg przez www.booking.com). Nasza recepcja znajdowała się dwie ulice dalej, na Avenida Estocolmo, pod numerem 17, gdzie mieścił się inny hotel.

O mnie:  




Nazywam się Monika Szostek. Moją pasją od zawsze było pisanie; 10 lat temu „złapałam robaka”, jak to mówią Anglicy, i pokochałam podróże, w które wyruszam, gdy tylko mogę. Z zawodu jestem tłumaczem języka angielskiego (to trzecia rzecz, którą lubię najbardziej na świecie). Gwarantuję usługi doskonałej jakości, w oparciu o kilkuletnie doświadczenie w tłumaczeniach (w tym technicznych dla przemysłu ciężkiego) oraz wieloletni pobyt w Wielkiej Brytanii, połączony ze studiami licencjackimi (dziennikarstwo) i magisterskimi (lingwistyka stosowana) w Southampton (to tam, skąd wypłynął Titanic; w mieście jest nawet muzeum…) Moja strona internetowa to www.adoz.manifo.com.
 
Zapraszam we wspólną podróż! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty