niedziela, 16 marca 2014

Ładny Putin czy Putin nieładny, czyli dyskusje po baletach - Ukraina - część 5

10 marca 2012, sobota

Lwów

Do hotelu wróciliśmy autobusem. Kierowca podwiózł nas pod sam hotel, zatrzymując się między przystankami tylko dlatego, że przy kupnie biletu Bogdan powiedział mu dokąd zmierzamy. Do teatru zaś wróciliśmy tuż przed szóstą i przy wejściu nie mieliśmy nawet czasu, aby podziwiać westybul i wnętrza. Pobiegliśmy za to zwykłym, staroszpitalnym (takie sprawiał wrażenie) korytarzem na czwarte piętro, na najwyższy balkon. 

Powyżej: Scena główna Państwowego Akademickiego Teatru Opery i Baletu im. Sołomiji Kruszelniczej we Lwowie. Fot.: Monika Szostek 

Tam bilety były najtańsze, a miejsca - jak się okazało - dla nas najlepsze. Nie tylko siedzieliśmy w centrum naprzeciw sceny, skąd mogliśmy w pełni podziwiać układy choreograficzne oraz orkiestrę, ale mieliśmy także doskonały widok na złocone loże, przepięknie zdobiony sufit i resztę widowni. Z góry widać było światełka smartphone'ów widzów. 


Balet był niesamowity. Był to pierwszy raz kiedy oglądaliśmy takie przedstawienie i prędko tego nie zapomnimy. 


Spektakl opowiadał o o parze ukraińskich wieśniaków, młodych i zakochanych, którym w szczęściu przeszkodził jakiś zamożny i niezbyt wrażliwy szlachcic. Szlachcic ten upatrzył sobie tę właśnie pannę, wysłał jej ukochanego na wojnę, a dziewczynę na końcu przez przypadek zastrzelił. Jej ukochany wrócił za to z wojaczki oślepiony. Tragedia i zagłada...

Najbardziej widowiskową sceną był chyba balet grupy tancerzy przebranych za Cyganów. Te cygańskie kiecki i chusty wirujące w tańcu! Bardzo nam się podobało. 


Powyżej: Scena z tancerzami w strojach cygańskich. Fot.: Monika Szostek

Po przedstawieniu spędziliśmy chwilę kręcąc się po westybulu i fotografując ile wlazło. Marmurowe wnętrza, malowidła, rzeźbienia, mozaika na podłogach - wszystko było godne uwagi. 


Powyżej: Wnętrze westybulu we lwowskim teatrze. Fot.: Monika Szostek

Powyżej: Marmurowy szczegół w westybulu teatralnym. Fot.: Monika Szostek

A przed teatrem spotkaliśmy Sergieja. Miał on lat - a, ze sześćdziesiąt, kilka srebrnych zębów i był z Moskwy. Zagadnął nas kiedy, wpatrzeni w jasny punkt na niebie, zastanawialiśmy się co to może być. To wtedy ten miły, starszy pan , ubrany w elegancki, czarny płaszcz, wieczorowy garnitur i krawat, powiedział do nas:

- To Nibiru. 

Po czym wspomniał Ericha von Danikena. Od pierwszej chwili zdobył moją - i Bogdana - gorącą sympatię. 

Przez 10 minut pogadaliśmy o Nibiru, o sanatorium w Truskawcu i tamtejszej wodzie o właściwościach leczniczych, o Moskwie, o Putinie i o Lwowie. Potem dał nam swój numer komórkowy i kazał do siebie dzwonić kiedy tylko będziemy w Moskwie. 

Bardzo lubię Rosjan - przynajmniej tych, których poznałam. Są przyjaźni, otwarci i mają klasę. Spotkałam się już z ich życzliwością na Słowacji, gdzie wspólnie wznosiliśmy toasty. Słabo ich rozumiem - dużo gorzej niż Słowaków, ale sens da się wychwycić. Tym razem pomogło też to, że Bogdan znał te parę słów po rosyjsku, więc komunikacja była udana (m.in. pytaliśmy, czy "Putin jest ładny" czy nie - z braku słownictwa; Sergiej powiedział, że pół na pół i nie ma prostej odpowiedzi dla Rosjan). 

W końcu jednak pożegnaliśmy naszego nowego znajomego i udaliśmy się na przechadzkę po mieście, wciąż mając głowę pełną baletowych wrażeń.

Dla zainteresowanych:

Wielki Marsz jest teraz na Facebook. Polub nas i komentuj: https://www.facebook.com/WielkiMarszBlog.

O mnie:  




Nazywam się Monika Szostek. Moją pasją od zawsze było pisanie; 10 lat temu „złapałam robaka”, jak to mówią Anglicy, i pokochałam podróże, w które wyruszam, gdy tylko mogę. Z zawodu jestem tłumaczem języka angielskiego (to trzecia rzecz, którą lubię najbardziej na świecie). Gwarantuję usługi doskonałej jakości, w oparciu o kilkuletnie doświadczenie w tłumaczeniach (w tym technicznych dla przemysłu ciężkiego) oraz wieloletni pobyt w Wielkiej Brytanii, połączony ze studiami licencjackimi (dziennikarstwo) i magisterskimi (lingwistyka stosowana) w Southampton (to tam, skąd wypłynął Titanic; w mieście jest nawet muzeum…) Moja strona internetowa to www.adoz.manifo.com.
 
Zapraszam we wspólną podróż! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty