11 marca 2012, niedziela
Lwów
Dzisiaj byliśmy na Cmentarzach Łyczakowskim i Orląt Lwowskich. Na obu dominują polskie nazwiska. Na Łyczakowskim cieszą oko fantazyjne nagrobki - i stare, i nowe. Na Cmentarzu Orląt Lwowskich nic nie cieszy. Może dlatego, że większość pochowanych tam ludzi w chwili śmierci nie ukończyła nawet 30 lat. Niektórzy nie dobili nawet do 20-tki. Długie, długie rzędy krzyży i tablice pamiątkowe na cześć dzieci i młodych ludzi poległych we Lwowie ciągną się białą linią wokół rozległego terenu.
Powyżej: Bogdan w deszczu, na obrzeżach Cmentarza Orląt Lwowskich. Fot.: Monika Szostek
Powyżej: Jedna z wielu list poległych. Fot.: Monika Szostek
Powyżej: Ukraińscy i polscy żołnierze leżą w dwóch osobnych częściach tego samego cmentarza - ironiczne podsumowanie jeszcze jednego, niepotrzebnego konfliktu. Fot.: Monika Szostek
Powyżej: Uczęszczany grób Marii Konopnickiej. Fot.: Monika Szostek
Powyżej: Zamyślona. Fot.: Monika Szostek
Powyżej: Postać nagrobna. Fot.: Monika Szostek
- Powiedziałem mu: "Nein, ich spreche nicht." (Nie, nie mówię - po niemiecku.), na co on odpowiedział mi "I'm sorry."
(Jestem z zawodu lingwistką i tłumaczem, więc żart ten bardzo mi się spodobał...)
Gdy już wyszliśmy z cmentarza, otrząsając się z wody spływającej nam po kurtkach jak dwa koty, podszedł do nas człowiek z polskiego Towarzystwa Kultury Polskiej (możliwe, że nazwa jest nieco inna, teraz nie pamiętam, niestety), chcąc nam sprzedać Kurier Codzienny ze Lwowa, polską gazetę. Z braku ekstra hrywien zamieniliśmy jednak gazetę na płytę z piosenkami (ze Lwowa) - chcieliśmy zakupić obie te rzeczy, ale starczyło nam drobnych tylko na jedną.
Słuchamy płyty teraz, czekając na przejazd przez granicę, a będzie ona prezentem dla teścia (ojca Bogdana), który zażyczył jej sobie przed naszym wyjazdem. Teraz już wiem dlaczego. Oto fragment utworu:
"Rżnie muzyczka, trzeszczą ściany,
kadryl z figurami, dla odmiany fokstrot wyginany,
argentyńskie, namiętowe tango z przysiudami,
ale polka rybciu-pypciu fajno jest!
A nasza ciotka Marcinowa
nyż w nogach czuje gaz,
spogląda wkoło jak królowa
i tańczy raz po raz."
Wszystko to przy akompaniamencie akordeonu i skrzypków.
Bardzo nam się we Lwowie podobało i żal nam wyjeżdżać. Nawet ten lwowski bruk nie jest taki straszny, jak już się wie jak po nim jeździć. Ludzie są życzliwi, otwarci i naturalni. No i we Lwowie dobrze jest być Polakiem: czuliśmy się tu swojsko i byliśmy traktowani serdecznie. Chętnie tu kiedyś wrócę.
O mnie:
Nazywam się Monika
Szostek. Moją pasją od zawsze było pisanie; 10 lat temu „złapałam robaka”, jak
to mówią Anglicy, i pokochałam podróże, w które wyruszam, gdy tylko mogę. Z
zawodu jestem tłumaczem języka angielskiego (to trzecia rzecz, którą lubię
najbardziej na świecie). Gwarantuję usługi doskonałej jakości, w oparciu o
kilkuletnie doświadczenie w tłumaczeniach (w tym technicznych dla przemysłu
ciężkiego) oraz wieloletni pobyt w
Wielkiej Brytanii, połączony ze studiami licencjackimi (dziennikarstwo) i
magisterskimi (lingwistyka stosowana) w Southampton (to tam, skąd wypłynął
Titanic; w mieście jest nawet muzeum…) Moja strona internetowa to www.adoz.manifo.com.
Zapraszam we
wspólną podróż! :)