9 marca 2014
Benidorm
Po obiedzie zabraliśmy samochody z parkingu i pojechaliśmy na plażę. Plaża w Walencji jest szeroka, piaszczysta i złota. Wzdłuż plaży ciągnie się rozległa promenada, wzdłuż której gęsto posadzono palmy. Robi to wszystko przyjemne wrażenie, jednak szybko zmyliśmy się do pobliskiej lodziarnio-kawiarni - chłodno było i mimo słońca wiatr dawał się we znaki.
Powyżej: Ogromna i złota - taka jest plaża w Walencji. Fot.: Monika Szostek
Powyżej: Palmy na promenadzie. Fot.: Monika Szostek
Już pod wieczór pożegnaliśmy naszych znajomych-przewodników i udaliśmy się do nowej części miasta - i tu czekał na nas niewielki szok kulturowo-architektoniczny...
Powyżej: Nowoczesna promenada w Walencji - wieczorową porą. Fot.: Monika Szostek
Obecne tu budowle, ukształtowane zdaje się na motywy morskie, ale z wyraźnymi wpływami Gaudi'ego (widząc kolumny i szaro-białe fasady "pokręcone" jak w Parku Guell i innych budowlach Barcelony, od razu pomyśleliśmy o tym genialnym architekcie). Wyglądało to wszystko bardzo monumentalnie, oświetlone w mroku. Chętnie spędzilibyśmy więcej czasu w tej części Walencji, ale byliśmy już jednak zmęczeni, zimny wiatr się wzmagał, a przed nami była długa podróż. Wsiedliśmy więc w samochód i ruszyliśmy w drogę.
Powyżej: Wloty do podziemi? Fot.: Monika Szostek
Powyżej: Budynek-ryba. Fot.: Monika Szostek
Powyżej: Jeden z wielkich stożków... i Bogdan. A tak naprawdę to przejście podziemne. Fot.: Monika Szostek
Wydostanie się z Walencji wieczorową porą okazało się równie trudne jak przyjazd w ciągu dnia. Kiedy w końcu trafiliśmy na znaki wskazujące Alicante, wybraliśmy złą trasę - zamiast płatną AP-7 pojechaliśmy A-7. W ten sposób zamiast jechać prosto do Benidormu, nadrobiliśmy kilkadziesiąt kilometrów jadąc przez Noveldę, Alicante i Villa-Joyosa (La Vila Joiosa), kończąc na AP-7 od drugiej strony. Jak się okazuje, AP-7 jest najlepszą trasą wzdłuż wybrzeża; alternatywą jest N332 biegnąca wybrzeżem przez miasteczka i wioski - miejscami bardzo malownicza. Przy rozjeździe A-7 i AP-7 bardzo łatwo się pomylić - oba znaki mówią Alicante i dla kogoś, kto nie zna regionu może się wydawać, że trasy są równoległe; my daliśmy się nabrać.
Powyżej: Ulice Walencji - podczas prób wydostania się z miasta. Fot.: Monika Szostek
Dojechaliśmy jednak szczęśliwie i teraz relaksujemy się po długim dniu... oglądając relację z dzisiejszych wydarzeń w Walencji w telewizji!
O mnie:
Nazywam się Monika
Szostek. Moją pasją od zawsze było pisanie; 10 lat temu „złapałam robaka”, jak
to mówią Anglicy, i pokochałam podróże, w które wyruszam, gdy tylko mogę. Z
zawodu jestem tłumaczem języka angielskiego (to trzecia rzecz, którą lubię
najbardziej na świecie). Gwarantuję usługi doskonałej jakości, w oparciu o
kilkuletnie doświadczenie w tłumaczeniach (w tym technicznych dla przemysłu
ciężkiego) oraz wieloletni pobyt w
Wielkiej Brytanii, połączony ze studiami licencjackimi (dziennikarstwo) i
magisterskimi (lingwistyka stosowana) w Southampton (to tam, skąd wypłynął
Titanic; w mieście jest nawet muzeum…) Moja strona internetowa to www.adoz.manifo.com, email: adozkontakt@gmail.com.
Zapraszam we
wspólną podróż! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz