poniedziałek, 19 maja 2014

Big wave - Spain 2014, part 13 / Wielka fala - Hiszpania 2014, część 13

14 March 2014 / 14 marca 2014

Benidorm

From Cap de la Nau we went to the Granadella beach, following a curvy road between the mountains. The ride was incredible - amongst green forrests, luxury villas and general atmosphere of carelessness and joy. The road - kept in an ideal state - went round and round... until finally it led us to the very bottom, to the pebble beach. / Z Cap de la Nau krętą drogą wśród gór pojechaliśmy na plażę Granadella. Przejażdżka była niesamowita - wśród zielonych lasów, luksusowych rezydencji i ogólnej atmosfery beztroski i radości. Droga - utrzymana w idealnym stanie - wiła się i wiła... aż w końcu doprowadziła  nas na sam dół, do kamienistej plaży. 

 

Above: Rough sea in Granadella. In 15 minutes the waves grew to 2 meters, chasing the tourists away. Photo: Monika Szostek / Powyżej: Wzburzone morze w Granadella. W ciągu 15 minut bałwany urosły do 2 metrów, wyganiając turystów. Fot.: Monika Szostek

Above: Road through the mountains - ride there was a special attraction; views and ambience of this place stay in memory for a long time! Photo: Monika Szostek / Powyżej: Droga prowadząca między górami - przejażdżka tam była szczególną atrakcją - widoki i atmosfera tego miejsca na długo pozostają w pamięci! Fot.: Monika Szostek

Granadella beach is a fairly small strip of pebbles. It is surrounded from two sides by the cliffs, which enclose it, creating a cosy little cove. I suspect that in the summer the water there is calm, blue and warm - ideal for a relaxing swim in the Mediterranean Sea. However, today the water was far from calm - the waves grew higher and higher, and in the end the walls of water, 2-meter high, started to splash on the rocks, very efficiently chasing other tourists away from the viewpoints. Despite such an amazing view, we decided - just as other visitors - that perhaps it was time to go, as water started to invade the shore, swallowing it. / Plaża Granadella to niewielki pas kamieni, otoczony z dwóch stron klifami, które zamykają ją tworząc niewielką, przytulną zatoczkę. Podejrzewam, że w lecie woda tam jest spokojna, niebieska i ciepła - idealna na relaksującą kąpiel w Morzu Śródziemnym. Dzisiaj jednak woda była daleka od spokoju - fale rosły coraz wyższe i większe, aż w końcu 2-metrowe ściany wody zaczęły rozbryzgiwać się o skały, skutecznie płosząc innych turystów z punktów widokowych. Mimo tak niesamowitego widoku zdecydowaliśmy - podobnie jak inni odwiedzający - że być może czas się stamtąd ulotnić, ponieważ woda zaczęła podchodzić troszkę za blisko, połykając brzeg.


 Above: A short video from Granadella. Waves start to grow - unfortunately, I didn't film the biggest ones, so this is just a taste of fun... / Powyżej: Krótki film z Granadella. Fale zaczynają rosnąć - niestety, nie udało mi się nakręcić tych największych, więc to tylko przedsmak zabawy...

 Above: Information board on Granadella beach. Photo: Monika Szostek / Powyżej: Tablica informacyjna na plaży Granadella. Fot.: Monika Szostek

But the place is fantastic - in the summer the restaurants open (there are two, maybe three; at this time of the year there was only one open), as well as toilets and ice cream places. / Miejsce jest jednak fantastyczne - w lecie otwarte są tam również restauracje (są może dwie, może trzy; o tej porze roku otwarta była chyba jedna), toalety i lodziarnie.

Both the road to Granadella and other places in that area made us think of Sierra Nevada in Andalucia. Sierra Nevada is on a different scale of amazing (the place is like from a fantasy dream...), but this area made us feel at home. As if the place was embracing us. / Zarówno droga do Granadella, jak i inne miejsca w okolicy, przywiodły nam na myśl Sierra Nevada w Andaluzji. Sierra Nevada to inna skala niesamowitości (miejsce jest jak z fantastycznego snu...), ale tutejsze tereny dały nam wrażenie, że znaleźliśmy się w domu. Jakby to miejsce przygarniało nas do siebie.

It was a shame to go back, but it was time to do so, especially that our stay comes to the end. We fly out tomorrow and have to leave very early for Alicante airport. As always, we regret to part with this diverse, sunny country. All that's left is to wait for another, unforgettable visit. / Szkoda było wracać, ale czas był najwyższy, tym bardziej, że nasz pobyt dobiega końca. Jutro wylatujemy i wcześnie rano musimy wyjechać w stronę lotniska Alicante. Jak zwykle, żal nam się rozstawać z tym różnorodnym, słonecznym krajem. Pozostaje tylko czekać do następnej, niezapomnianej wizyty.

Above: At the end, one more shot from Benidorm - the apartment building in the middle is the one we stayed at. Photo: Monika Szostek / Powyżej: Na koniec jeszcze jedno ujęcie z Benidormu - środkowy budynek to apartamentowiec, gdzie wynajęliśmy nasze mieszkanie. Fot.: Monika Szostek

O mnie:  




Nazywam się Monika Szostek. Moją pasją od zawsze było pisanie; 10 lat temu „złapałam robaka”, jak to mówią Anglicy, i pokochałam podróże, w które wyruszam, gdy tylko mogę. Z zawodu jestem tłumaczem języka angielskiego (to trzecia rzecz, którą lubię najbardziej na świecie). Gwarantuję usługi doskonałej jakości, w oparciu o kilkuletnie doświadczenie w tłumaczeniach (w tym technicznych dla przemysłu ciężkiego) oraz wieloletni pobyt w Wielkiej Brytanii, połączony ze studiami licencjackimi (dziennikarstwo) i magisterskimi (lingwistyka stosowana) w Southampton (to tam, skąd wypłynął Titanic; w mieście jest nawet muzeum…) Moja strona internetowa to www.adoz.manifo.com, email: adozkontakt@gmail.com.
 
Zapraszam we wspólną podróż! :)

niedziela, 11 maja 2014

Polish flag on Cap de la Nau - Spain 2014 - part 12 / Polska flaga na Cap de la Nau - Hiszpania 2014, część 12

14th March 2014 / 14 marca 2014

Cap de la Nau

We have reached Cap de la Nau viewpoint. The road leading here was curvy and as if unreal. Luxury villas nest here on the green mountain slopes; here they have swimming pools, tennis courts, new BMWs... And, of course, the dominant language here is English, with some addition of German. We know now who the owners are. / Dotarliśmy do punktu widokowego Cap de la Nau. Droga tutaj była kręta i jakby wyjęta z innej rzeczywistości. Luksusowe wille wtulone tu są w zielone stoki gór, mają tu baseny, korty tenisowe, nowe BMW... I oczywiście większość rzeczy jest po angielsku, trochę po niemiecku. Już wiemy kim są właściciele. 

 Above: Cliffs - the viewpoint of Cap de la Nau. Photo: Monika Szostek / Powyżej: Klify - punkt widokowy Cap de la Nau. Fot.: Monika Szostek

Cap de la Nau is a culmination of our trip. We are now sitting on the only bench at the viewpoint, accompanied by two German visitors. In front of us stretches the unspoilt plane of the Mediterranean Sea - apparently, on a totally cloudless day one can see Ibiza from here, as this is the closest neighbouring point to the island. Now, however, we can see nothing except a blue-grey, gently heaving space. / Cap de la Nau to uwieńczenie naszej wycieczki. Siedzimy właśnie na jedynej ławce punktu widokowego, w towarzystwie zwiedzających Niemców. Przed nami rozciąga się niczym niezmącona tafla Morza Śródziemnego - podobno w całkowicie bezchmurny dzień widać stąd Ibizę, gdyż jest to najbliższy punkt sąsiadujący z wyspą. Teraz jednak nie widać nic poza niebiesko-szarą, lekko falującą przestrzenią.

Above: Mediterranean Sea. Photo: Monika Szostek / Powyżej: Przestrzeń Morza Śródziemnego. Fot.: Monika Szostek

On the right spread the cracked, green-orange cliffs, and in between, wherever the slope is gentle, huge villas perched, along with their triple terraces. And right next to us, on a cracked rock, stands a fairly big house built in a typically Spanish style, with a Polish flag lazily waving from the mast erected by the house. We tried to take a photo of it, but there isn't much wind and we did not succeed. / Po prawej stronie rozciągają się popękane, zielono-pomarańczowe klify, a w nich, tam gdzie spad jest łagodny, przycupnęły ogromne wille z potrójnymi tarasami. A zaraz koło nas, na pękniętej skale, stoi sobie całkiem spory dom zbudowany w typowo hiszpańskim stylu, z polską flagą powiewającą leniwie na maszcie przy domu. Próbowaliśmy zrobić jej zdjęcie, ale nie ma za bardzo wiatru i się nie udało.


Above: Fellow countrymen are everywhere! The Polish flag gently waiving on the mast. Photo: Monika Szostek / Powyżej: Rodacy są wszędzie! Na maszcie lekko powiewająca polska flaga. Fot.: Monika Szostek

It's beautiful here and one wishes to stay. / Pięknie tu i chce się tu zostać.

 Above: Information board. Photo: Monika Szostek / Powyżej: Tablica informacyjna. Fot.: Monika Szostek

 Above: The very tip of the lighthouse sticking above the trees. Photo: Monika Szostek / Powyżej: Czubek latarni morskiej wystający nad drzewami. Fot.: Monika Szostek

Above: The lighthouse info. Photo: Monika Szostek / Powyżej: Dane latarni morskiej. Fot.: Monika Szostek

Above: Cliffs - continued. Photo: Monika Szostek / Powyżej: Klify - ciąg dalszy. Fot.: Monika Szostek

O mnie:  




Nazywam się Monika Szostek. Moją pasją od zawsze było pisanie; 10 lat temu „złapałam robaka”, jak to mówią Anglicy, i pokochałam podróże, w które wyruszam, gdy tylko mogę. Z zawodu jestem tłumaczem języka angielskiego (to trzecia rzecz, którą lubię najbardziej na świecie). Gwarantuję usługi doskonałej jakości, w oparciu o kilkuletnie doświadczenie w tłumaczeniach (w tym technicznych dla przemysłu ciężkiego) oraz wieloletni pobyt w Wielkiej Brytanii, połączony ze studiami licencjackimi (dziennikarstwo) i magisterskimi (lingwistyka stosowana) w Southampton (to tam, skąd wypłynął Titanic; w mieście jest nawet muzeum…) Moja strona internetowa to www.adoz.manifo.com.
 
Zapraszam we wspólną podróż! :)

czwartek, 8 maja 2014

Leniwy moment - Hiszpania 2014, część 11

14 marca 2014

Xabia

Po jednodniowej przerwie w intensywnym zwiedzaniu (spowodowanej moim kiepskim samopoczuciem), wybraliśmy się do Denii. Denia to miasteczko idealne dla rodzinnego wypoczynku. Kiedyś miejscowość rzymska, teraz szczycąca się zamkiem na wzgórzu, świetnymi widokami na park naturalny i szczyt Montgó oraz portem. W tutejszej marinie stoi obecnie jeden z największych luksusowych jachtów, jakie w życiu widzieliśmy. Nazywa się "Niech żyje życie"...

Z Denii udaliśmy się na przejażdżkę krętymi serpentynami przez park Montgó - bardzo przyjemnie się jechało wśród dziko rosnących drzew pomarańczowych, z widokiem na morze i górę Montgó.

Powyżej: Widok w drodze do miasteczka Xabia. Fot.: Monika Szostek


Do Xabia nie było daleko. Wbrew pozorom, miasteczko nie jest małe (przynajmniej wg polskich standardów) i rozpościera się aż na tutejsze wzgórza, gdzie pobudowano typowe wille z okrągłymi dachami, łukami i tarasami.

 Powyżej: Przyjazd do Xabia. Fot.: Monika Szostek

Po kilkunastu minutach kluczenia po wąskich ulicach dotarliśmy do plaży i tu teraz siedzimy, w słońcu. Plaża jest kamienista, a fale są dzisiaj spore i rozbryzgują się o skalisty brzeg. Z dwóch stron otoczeni jesteśmy poszarpanymi wzgórzami, które tworzą całkiem pokaźne klify. Woda ma kolor turkusowo-zielony, a radio gra hiszpańskie przeboje. Ot, taki leniwy moment gdzieś-tam na Costa Blanca...

Powyżej: Kamienista plaża w Xabia. Fot.: Monika Szostek

Powyżej: Fiat Panda na tle klifów i morza... Fot.: Monika Szostek

Dla zainteresowanych:

Pogoda w Hiszpanii może być zdradliwa. Wbrew powszechnemu przekonaniu, z którym regularnie się spotykam, w tym pięknym kraju można porządnie zmarznąć. Noce są szczególnie zimne, zwłaszcza gdy wieje (pamiętam takie noce na Costa del Sol, gdy przeciąg hulał od drzwi do nieszczelnych okien; spałam wtedy w dwóch swetrach, pod kocem i kołdrą; w ogóle domy na Costa del Sol są kiepsko zbudowane i nieocieplone w żaden sposób). W ciągu dnia zaś jesteśmy wystawiani na sporą różnicę temperatur, gdyż w słońcu może być +25 stopni, a w cieniu - zaledwie +15 - wystarczy jeden krok, aby przejść między latem a wiosną. Dlatego lepiej wziąć coś ciepłego do ubrania jeśli planujemy urlop w Hiszpanii w miesiącach zimowych czy wiosennych.

O mnie:  




Nazywam się Monika Szostek. Moją pasją od zawsze było pisanie; 10 lat temu „złapałam robaka”, jak to mówią Anglicy, i pokochałam podróże, w które wyruszam, gdy tylko mogę. Z zawodu jestem tłumaczem języka angielskiego (to trzecia rzecz, którą lubię najbardziej na świecie). Gwarantuję usługi doskonałej jakości, w oparciu o kilkuletnie doświadczenie w tłumaczeniach (w tym technicznych dla przemysłu ciężkiego) oraz wieloletni pobyt w Wielkiej Brytanii, połączony ze studiami licencjackimi (dziennikarstwo) i magisterskimi (lingwistyka stosowana) w Southampton (to tam, skąd wypłynął Titanic; w mieście jest nawet muzeum…) Moja strona internetowa to www.adoz.manifo.com, email: adozkontakt@gmail.com. Angielska wersja blogu Wielki Marsz znajduje się tutaj: http://thegreatwalkblog.wordpress.com/
 
Zapraszam we wspólną podróż! :)

piątek, 2 maja 2014

Wąskie uliczki i tajemnicze drzwi w Polop - Hiszpania 2014, część 10

12 marca 2014

Benidorm

Po wizycie w Guadalest, o wiele spokojniejszym teraz, poza sezonem, pojechaliśmy do Polop. Przy wjeździe rosną drzewa cytrynowe i pomarańczowe - ciągną się przez dobry kilometr. Im bliżej centrum miejscowości, tym węższe uliczki, między domami. W Polop właściwie nie ma wiele chodników, a w wielu miejscach gdy nadjeżdża samochód trzeba chować się w pobliskich drzwiach.


A drzwi w Polop są ciekawe - w większości porządne, duże, drewniane i ozdobne, niektóre z fantazyjną kołatką, inne z okrągłą klamką, jeszcze inne zbudowane w kształcie łuku. Domy są stare, białe, żółte, beżowe - razem tworzą jednorodną, jasną całość, z daleka zlewając się kolorami.

 Powyżej: Drzwi w kamienicach w Polop. Fot.: Monika Szostek

Udało nam się dojść do Placa del Peix, gdzie znajduje się Iglesia Parroquial de San Pedro Apóstol (Kościół Parafialny Świętego Piotra Apostoła) - to właśnie dzwonnica tego kościoła jest swoistą wizytówką miejscowości, oprócz ruin zamku górujących nad resztą budowli. Ruiny te jednak niemal wtapiają się w otoczenie, szare, ginąc pośród słonecznych budynków.

Powyżej: Kościół i dzwonnica; alejki między domami są tak wąskie, że auto ledwo się w nich mieści! Fot.: Monika Szostek


Atmosfera Polop jest interesująca: miejsce wydaje się opustoszałe, przynajmniej w centrum. Na wąskich uliczkach nikogo nie ma - tylko od czasu do czasu z zawrotną (jak na "wąskie" warunki) prędkością przejeżdża samochód. Samotny, rudy pies, szczekający na wszystkich, biega wokoło. Na oknach wystawione są butelki z wodą (nie było kogo zapytać po co...), a szczyty gór wyglądają przez szpary między budynkami, przypominając o swojej obecności: "Halo, popatrz na nas, ciągle tu jesteśmy." Starszy pan podpierający się laskami powoli schodzi ze stromej uliczki - częściowo będącą ulicą, a częściowo schodami (schodki zostały wmontowane w sam jej środek). I jest wąsko, bardzo wąsko, prawie klaustrofobicznie, gdyby nie rozległa panorama okolicy, widoczna z różnych nieoczekiwanych miejsc w Polopie.

Powyżej: Widok z miasteczka Polop. Fot.: Monika Szostek

Z trudem wjechaliśmy i wyjechaliśmy stamtąd naszą wypożyczoną, rzężącą Pandą, której to wszystko się w ogóle nie podobało - Fiat Panda jest gatunkiem, który lubi tereny płaskie. Jednak warto było sobie zrobić przystanek w Polop i pospacerować po sennych, brukowanych uliczkach.


Powyżej: Ulica w Polop. Fot.: Monika Szostek

 Dla zainteresowanych:

Polop, La Nucia i Guadalest nie są jedynymi atrakcjami w tamtejszej okolicy. Jak to w Hiszpanii, miejsca godne zwiedzenia się nie kończą - kolejnym są wodospady Fonts del Algar, wzdłuż których można przejść po schodach! Niestety, nie dotarliśmy do nich w naszych podróżach, a podobno warto.

Dojazd do Guadalest i okolicznych miejscowości nie jest trudny - z Benidormu należy kierować się trasą N332 w kierunku Altei, a tam skręcić w lewo na La Nucia oraz Polop - po Altei trzeba trochę pokrążyć, ale drogi są dobrze oznaczone, więc wystarczy podążać za znakami na rondach. Jak to mówią Hiszpanie: "muy facil, muy cercano" ("bardzo prosto, bardzo blisko").

O mnie:  




Nazywam się Monika Szostek. Moją pasją od zawsze było pisanie; 10 lat temu „złapałam robaka”, jak to mówią Anglicy, i pokochałam podróże, w które wyruszam, gdy tylko mogę. Z zawodu jestem tłumaczem języka angielskiego (to trzecia rzecz, którą lubię najbardziej na świecie). Gwarantuję usługi doskonałej jakości, w oparciu o kilkuletnie doświadczenie w tłumaczeniach (w tym technicznych dla przemysłu ciężkiego) oraz wieloletni pobyt w Wielkiej Brytanii, połączony ze studiami licencjackimi (dziennikarstwo) i magisterskimi (lingwistyka stosowana) w Southampton (to tam, skąd wypłynął Titanic; w mieście jest nawet muzeum…) Moja strona internetowa to www.adoz.manifo.com.
 
Zapraszam we wspólną podróż! :)

Popularne posty